ad00absurdum: (tumblr - trololol)
Ciągle czytam "Pana Samochodzika" i niedawno skończyłem czwartą - i ostatnią - książkę z cyklu Baturowego (czyli z tych książek, gdzie za główny czarny charakter robi Waldek Batura). Jest to "Złota rękawica" i muszę powiedzieć, że nie zapałałem do tej akurat części sympatią. Z różnych względów, ale główne to grafomania robiąca za poezję ludową i Tomasz, który wodzi cielęcym wzrokiem za panną D.D. - bardziej cielęcym niż kiedykolwiek. Nie czytałem jeszcze części bezpośrednio poprzedzającej "Złotą rękawicę", ale jeśli nawet w połowie tak dał się omamić kobiecie z tamtej części, jak pannie D.D., to foch Waldka na początku jest w pełni uzasadniony.

Ale ciekawa sprawa z tymi częściami kanonu, w których mamy Waldzia: co książka to się robi... eee... dziwniej. Znaczy tak jak pisałem w poprzednich postach: "Niesamowity dwór" - napierw Tomasz rozwodzi się nad urodą Waldzia (przezornie przytaczając słowa kobiet (znajomych Waldka?), że Batura jest "zbyt piękny jak na mężczyznę" i potem mówi, że on sam nie rozumie takich poglądów i się zastanawia, czy faktycznie mężczyźni powinni być mniej urodziwi niż kobiety). A potem Tomasz wzdycha, że Waldek nie jest jego kompanem do rozwiązywania zagadek.

"Zagadki Fromborka" - Tomasz dalej rozwodzi się nad urodą Waldzia, tym razem wytaczając ciężkie argumenty w postaci opisu, że "miał twarz delikatną i piękną jak kobieta". Aha, i potem jest jeszcze podglądanie Waldka w kąpielówkach.

"Niewidzialni" - standardowy opis Batury w postaci "przystojnego bruneta", ale tym razem potwór genderyzmu pojawia się wyraźniej w przypadku Tomasza, który sam siebie określa jako "subtelnego i delikatnego". Hmm...
A, no i na koniec jest takie - jak się zastanowić - dosyć ciekawe zdanie:
Co do Waldemara Batury - to przez jakiś czas odnosił się do mnie bardzo podejrzliwie, aż w końcu napisał do Marczaka obszerny memoriał, w którym powiadamiał go, że jestem na usługach Niewidzialnych.

To akurat wskazuje na to, że Tomasz i Batura mieli ze sobą styczność poza sprawami opisanymi w kanonie i poza okazjami, kiedy Waldek usiłował sprzątnąć Tomaszowi sprzed nosa jakiś zabytek kultury narodowej. Realcje ewidentnie towarzyskie, można by rzec.

No i "Złota rękawica". Jak ktoś nie czytał, to w życiu nie zgadnie co tam jest.

Otóż jest tam cross-dressing :D

Nie jest jasno powiedziane, że to Waldek uskutecznia przebieranki, ale ponieważ oprócz niego jest jeszcze tylko dwóch jego oprychów, którzy mogliby to zrobić, a oprychy są rosłe i barczyste, więc drogą eliminacji, pozostaje nam szczupły, śliczny Waldziu. Wuala, cytata:
Usłyszałem wreszcie stukot pantofelków na płytach chodnika. A potem w blasku ulicznej latarni ujrzałem sylwetkę Diany Denver. Okutana była w czarną hustę i niosła małą walizeczkę. Panna D.D. spieszyła się, aby spędzić ze mną kilkudniowy urlop.
Prawdopodobnie obawiając się, że może ją ktoś zauważyć i zatrzymać, ominęła krąg światła rzucany przez latarnię i szła na krawędzi ciemności.
Wyszedłem z mroku drzew.
- Jestem tutaj - powiedziałem dość głośno.
Zatrzymała się, a potem zaczęła przechodzić jezdnię. Zauważyłem, że trochę utyka, jakby nałożyła za ciasne pantofelki.
Zbliżyliśmy się do siebie. W ciemności zamajaczyła jasna plama jej twarzy...
Raptem, szybkim ruchem, panna D.D. ściągnęła z głowy czarną chustę i narzuciła mi ją na głowę!
(...) To nie była Diana Denver, to był mężczyzna w damskich pantoflach, okryty jej czarną dużą chustą...

Haaa, nie spodziewaliście się tego po Nienackim, co nie? :D Ubaw jest - jak widać - przedni, bardzo ta scena jest fanfikogenna i okazuje się, że Genderrra miała się dobrze już 40 lat temu (albo i więcej).

No, to teraz skoro kanon dla szipa Tomasz/Waldek zaliczony ("Testament rycerza Jędrzeja" to nie kanon, a poza tym nadaje się tylko do napisania tego epickego fix-it, czyli Soulmate AU (hłe hłe hłe hłe)), to zabieram się za resztę.
ad00absurdum: (Default)
So yes, I'm still alive, if anyone cares. I know you don't but allow me my little delusions.

Anyway, this year has been pretty rough. Suffice to say that last November there was a serious illness in my family, and it's been bad.

As to other things: I got a new flat and moved out of my parents' (finally). And people: even if you get along with your parents pretty well, you'll get along with them fabuously when you move out. It's a universal truth.

I got back to reading manga. Well, maybe started reading more is more accurate: I used to buy only Kuroshitsuji (what? I like Victorian England and I'm very attached to the concept of shinigami. And William/Sebastian gives me hope for a better world. Or something), but now I've been reading regularly a few others. Makai Ouji - Devils and Realist is probably my favourite the way Kuroshitsuji never quite managed to be. There's action and adventure and supernatural stuff and the Polish translation borders on brilliant.

And I've started learning Japanese. At this point I can confidently say that my cow is red (watashi-no ushi-wa akai desu), ask someone if their cow is blue (anata-no ushi-wa aoi desu ka?) and ask how much something costs is a shop (ikura desu ka?) - this last rather more useful than the rest, I feel.

I also got back to writing. I haven't written anything for over a year and felt even less inclined to post what I had written before last November. Still not sure when I muster the energy, but at least there is a start. Even if it is totally self-indulgent meant to pander to yaoi fans another bloody rare pairing, Jesus, why can't I write something popular for once? slash.

So yeah, that's it for now. Cheers and have a good night.
ad00absurdum: (quote - mitch benn)
Thought I'll write something. I'm not quite dead yet, after all.

I've been reading Morrissey's Autobiography instead. Mixed feelings about this one. I'm only 1/3 into the book, but I've had a peek at the later pages and let's just say Mozzer's psyche doesn't look completely healthy. Everyone is out to get his money. Money that should be his and his alone (and no managers because they all just want Mozzer's money too. Managers are probably the source of all evil and out to get not only artist's money but his blood as well). Really sad to read especially because this paranoia cost The Smiths so dearly.

It is a bit better when Morrissey talks about his childhood or early years. His primary goal is still a good turn of phrase rather than the truth (though, in those early years/pages he probably stays closer to the truth than in the later ones), but when he isn't in the middle of his personal vendetta, it's a really great read.

Interestingly enough, we do seem to agree on The Smiths debut album - it should've and could've been so much more. Or in Morrissey's own words: "the album ought to have been a dangerous blow from the buckle-end of a belt, but instead it is a peck on the cheek." Well, I don't mind a peck on the cheek so much, but I do agree with Mozzer, particularly on What Difference Does It Make?: "the loose swain's saunter now sounded stiff and inflexible, the drums sounding too frightened to move, the voice sounding like something gone to its reward - or, at least, resting in peace."

Quite.

As usual, though, the book is fantastic as a fic-fodder. The scene when The Smiths went to New York and Mozzer discovered cockroaches in his room and before he finally went out alone he knocked on the other Smiths doors seems particularly promising. In reality none of the other three were in, but a nice AU could change that a bit *evil smile*.

And, a personal favourite - I like how Moz praises Andy's playing: he says he loved his cello on Shakespeare's Sister and in another place describes Andy's bass as "pealing swagger". I have never heard it described more accurately or more sensually, in fact. I think a new favourite tag has just been born.

All in all, it is a good read, but if someone looks for a factual account of The Smiths days / Moz solo career, they'd better read something else.
ad00absurdum: (the smiths)
OK, I thought I might post it to my own journal as well, even if only for the purpose of keeping fic ideas/prompts somewhere I could find them quickly.

So, I have finally finished reading Tony Fletcher's book and it only took me, what, eight months? I could say it was because I wanted to wrap myself in the atmosphere, immerse myself in time past and enjoy tasting every word, but in reality I never had enough time, so the process was slow.

Well, all right, there was some tasting and wrapping as well (to the point that when one afternoon I heard Wham on the radio, I wondered when they were gonna tour their new album. Who needs drugs to alter their perception of reality when you've got books?).

As for A Light..., it really is great and I heartily recommend it to anyone wanting to familiarise themselves with The Smiths history - not only fans but even people who don't know the band. It's a very good read: the book is well-written, the author is actually objective and he doesn't force his own opinions on the reader. And what's even better, the book is actually about The Smiths as a group, and not only about Morrissey and Marr which was one of the major problems (at least for me) with Severed Alliance by Johnny Rogan. Even though I liked that book too, this one is better. Actually, it is probably the book to read if you want to learn something about the group.

And of course, since I am a fanfic writer, or at least I try to be, and since not many things are better inspiration than the truth, here's a list of quotes/situations I thought were especially promising (yes, I actually bookmarked the pages as I was reading).

Feel free to skip this part. No, actually, please do skip it )
ad00absurdum: (quote - mitch benn)
Well, just one really. In addition to all those books from my previous post, I'm also in the middle of reading A Light That Never Goes Out. The Enduring Saga of The Smiths. And it's pretty damn fantastic. I really appreciate how it doesn't focus on Morrissey or Morrissey-Marr exclusively, but tries to tell the story of the four band members. Also, the beginning is really interesting: the history of Manchester and how it came to be a city such as we see at the beginning of the 1980's. Great read (even if I've still got 3/4 of it to actually read).

Some time ago Tony Fletcher read excerpts from his book in one of the bookshops in New York and later, in the Q&A part of the meeting, he was joined by Andy Rourke himself. I really had a good laugh at one point when Andy was comparing British and American Smiths fans. It's so nice to hear my fanfic descriptions of Andy's thoughts couldn't be truer if he wrote them himself :D

ad00absurdum: (xf - bb art D:)
I suppose it's time to finally post something. Not much has been happening, really. Been busy with work, but now I've taken two weeks off (hey, I worked during Christmas holidays, so I bally well deserve it) and am enjoying doing absolutely nothing. Well, nothing apart from reading - by some strange quirk of fate I've found myself in the middle of Woodehousian fandom (particularly its Jeeves & Wooster part) and have been reading heaps and heaps of fanfic in addition to the proper Wodehouse's stories.

And also decided to finally collect Wodehouse's books in their printed form. Three parts of Jeeves Omnibus are on their way from a bookshop. About 400 pages in each of them *salivates mentally*.

Apart from that, I'm still reading Mark Forsyth's The Etymologicon which I really should have been done with by now, but there you go. Five months and I'm still in the middle of it. And The Horologicon awaits.

Well, I managed to finish Kultury prosumpcji (eng. title: Prosumption Cultures) by Piotr Siuda at least. Might even write something about it some day. For now I think I'll just poke the author about some terminology.
ad00absurdum: (xf - bb art D:)
Zanęcony notką na Popblogu dotyczacą książki "Niecne memy. Dwanaście wykładów o kulturze internetu" Magdaleny Kamińskiej, postanowiłem rzeczoną książkę nabyć (Peter, dalej cierpliwie czekamy na recenzję). Na początek do czytania poszedł rozdział VIII zatytułowany "Ta grzeszna miłość jest dziką siłą. Internetowa fanfikcja w kulturze polskich nastolatek". Poza tym, że ff to tak jakby również moja działka to już sam tytuł jest dosyć LOL-worthy i zapowiada lekką acz być może pouczającą lekturę na wieczór.

Rozdział rozpoczyna bardzo fajny rys historyczny na temat youth sudies, a późnej girls' studies i młodzieży (z naciskiem na jej żeńską część) jako konsumetnów popkultury i w końcu fanów-twórców. Bardzo przyjemna jest też systematyzacja fanfikcji jako tekstów tercjarnych (tzw. produkcja drugiego porządku. Nazewnictwo jest cudne, czuję się jakbym znowu czytał analizy w "Easy Rider").

I co najważniejsze można podyskutować z niektórymi tezami, co jednak jest ciekawsze od zgadzania się z autorem w każdym akapicie :) Przykład na przykład:
"Sami fani zwracają uwagę, że praktyka wytwórczości drugiego porządku jest w gruncie rzeczy tak stara jak sama kultura: np. historia Lancelota i Ginewry to shipping legendy arturiańskiej, a już starożytni dokonali pairingu Achillesa i Patroklosa. Jednak jest to anachronizm, ponieważ granica między fikcją a fanfikcją została wyznaczona dopiero przez wprowadzenie prawa własności intelektualnej. Współczesna fanfikcja to tekst wzorowany na tekście pierwszego porządku będącym czyjąś własnością, a zatem apokryfy biblijne ani cykl arturiański nie pasują do tego modelu."

Tu pozwolę sobie się nie zgodzić bo moim zdaniem jednak pasują, a wprowadzenie prawa własności intelektualnej spowodowało tylko możliwość penalizacji fanfikcji. Jak sama nazwa wskazuje bowiem, ta twórczość drugiego porządku jest oparta na tekście pierwotnym (tzw. prymarnym) i nie ma znaczenia czy tekst ten jest objęty prawem własności, czy nie. Nacisk tu powinien być nie na własność a na "wtórność". Dlatego również i dzisiaj można by nazwać fanfikcją teksty, które powstały do utworów nie objętych takim prawem - np. Biblii (OK, sporna kwestia czy to co można znaleźć na FF.net to apokryfy :D), czy innego fanfika.
Prawdopodobnie można by tu również podciągnąć memy czyli wariacje wykorzystujące Rage Comics (czyli np. me gusta, trollface itd.), ponieważ pierwsze rysuneczki pojawiły się na 4chan (jaka własność intelektualna?), ale przy tej tezie nie będę się upierał.

Natomiast jeśli poczytamy rzeczony rozdział dalej, to pojawia się pewien problem. Głównie, o dziwo, z nomenklaturą - tu panuje lekki chaos, co niestety prowadzi do tego, że tekst jest dosyć powierzchowny. Może i miał to być jedynie tekst "wprowadzający" i po prostu nie było miejsca, żeby ff opisać bardziej dogłębnie, ale po ciekawym i przemyślanym początku chciało by się czegoś więcej.

Problem mamy tu [mowa o sci-fi]:
"Fani ze swej strony wskazują, że fanka tworząc shipping nie ma wielkiego wyboru: może przyjąć fabularnie nieciekawy model "romansu z zieloną Marsjanką", intrygująco transgresyjny Boys Love albo skompromitowany wzorzec zwany Mary Sue."

Hmm, nie wiem co za "fani" są cytowani tutaj, ale tak wąskich wyborów, na które podobno skazane są fanki-twórczynie (i to mnie też trochę uwiera - co z piszącymi facetami? Ale OK, rozdział mówi o ff w kulturze "polskich nastolatek" więc się zamknę) to jeszcze nie widziałem. A co z kanonicznymi het prawie-pairingami (klasyczny przykład to Mulder i Scully do sezonu, powiedzmy, 6/7), albo nawet niekanonicznymi het pairingami? Albo z femslashem? Albo jeżeli to sci-fi, to dlaczego ograniczać się do dwóch płci? I co tu w ogóle robi to nieszczęsne boys love i dlaczego nagle wyskakuje Japonia? It's a mystery. No i, kurde, chaos.

Nie jestem pewien, czy autorka w ogóle rozumie pojęcie slashu bo dalej jest taki kwiatek:
"Często fabuła typu Mary Sue przypomina slashową bajkę o Kopciuszku: zwykła dziewczyna/domyślne alter ego autorki rozpoczyna związek z bohaterem/idolem."

Że co? Widziałem już gdzieś takie opisy slashu jako ff z w ogóle jakimkolwiek pairingiem, ale to było tylko u źle poinformowanych dziennikarzy piszących zatkajdzurę na trzecią stronę internetowego wydania gazety o tym, co jest trendy w necie. Po kimś, kto się zajmuje netem i przejawami kultury tamże nalezałoby spodziewać się jednak dużo więcej.

Ten fragment z kolei, przyznaję, skołował mnie nieco:
"Opowieści tego typu [yaoi] ujawniające ostatnio swoją obecność również w zachodnim kontekście kulturowym, a do których zaliczyć należy fenomen twincestu (...)"

Jeśli to ma znaczyć, że twincest jest charakterystyczny tylko dla yaoi - i że następuje jego "przejście" do ff tworzonych na zachodzie - to jest to jednak gruba przesada by nie powiedzieć bzdura. Ciężko uwierzyć w to, żeby fanki na zachodzie nigdy nie pomyślały o twinceście zanim nie dostały w swoje ręce jakiegoś yaoica, oj ciężko.

Autorka paralelizuje (LOL, is that even a word?) też yaoi i slash, mówiąc, że slash był "pierwotnie niezależny od yaoi" i że zbieżności pomiędzy nim jest niewiele. Dziwne to. Dlaczego tylko "pierwotnie" i dlaczego uważa, że zbieżności jest niewiele skoro to praktycznie to samo tylko przefiltrowane przez kulturę regionu - odpowiednio wschód i zachód?

Dalej jest napisane, że "współcześnie zachodni slash czerpie inspiracje z japońskiego yaoi. Pojawia się w nim na przykład podział na seme i uke (...)". No i z tym też jest problem, bo jeśli w jakimś ff jest podział na seme i uke to nie jest to raczej slash tylko właśnie yaoi. Który mogą pisać także zachodnie fanki. To nie slash czerpie inspirację z yaoi tylko fanki piszą yaoi a nie slash i mimo, że slash i yaoi mają wiele wspólnego, to jednak są to dwa różne podejścia. Do tego samego tematu, co prawda, ale jednak różne. Mnie się osobiście np. wydaje, że yaoi ma sztywniejszą strukturę. Wyraźny podział na seme i uke, i fabularne tego konsekwencje, jest chyba właśnie głównym wyznacznikiem tego, że coś nie jest slashem tylko yaoicem.

Jeśli chodzi o dalsze różnice, to autorka mówi, że:
"(...) slash to głównie literatura lub grafika, nie komiks, zaś yaoi nalezy do popkulturowego mainstreamu, podczas gdy slash ma charakter "elitarny" niekoniecznie w pozytywnym sensie tego słowa."

No właśnie niekoniecznie, bo dlaczego "elitarny" jeśli masa ludzi poszła do kina na "Brokeback Mountain"? Film i książka to wręcz modelowy przykład slashu (nie mylić z literaturą/filmem gejowskim).
A yaoi w Japonii oznacza eksplicytną amatorską erotykę (i w zasadzie podgatunek BL).

W ogóle to ciężko powiedzieć, czy takie różnicowanie ma sens. Pewnie, jest ciekawie podywagować sobie i zobaczyć na własne oczy jak odmienne jest podejście społeczeństw wschodu i zachodu do związków, ale to trochę tak, jakby się zastanawiać nad występowaniem różnic pomiędzy jedzeniem zachodnim a japońskim. Niby wszystko prawda, począwszy od niektórych składników, a skończywszy na sztućcach, ale tzw. bottom line jest taki, że to jednak jedzenie i spełnia ono taką samą rolę.

Co zauważyłem u autorki i co wpływa zapewne na, w gruncie rzeczy, zawężone potraktowanie tematu, to to, że jak przychodzi do przykładów to skupiają się one na bandomie. Tokyo Hotel, mówiąc dokładniej. Bandom to jakby osobna bajka (chociaż i to nie zawsze - tak naprawdę to chyba zależy to od wieku autorek ff) i faktycznie ma więcej wspólnego z BL niż zwykły slash.
A poza tym trochę to też wygląda jakby autorka książki nie mogła się zdecydować, czy używać BL/yaoi tak jak się używa tych terminów w Japonii, czy jak na zachodzie i się robi chaos. BTW, niezły artykuł na ten temat na Fanlore jakby ktoś był ciekawy.

OK, przyznaję - jestem faszystą jeśli chodzi o kategoryzacje, podziały i nazewnictwo, ale to ma być praca naukowa, gdzie precyzja jest rzeczą nadrzędną. Rozdział czyta się bardzo przyjemnie: jest dobrze napisany i ciekawy, ale to rozchwianie semantyczne sprawia, że mam podejrzenia co do kompetencji autorki w tym akurat temacie i to mnie dobija.

Ale ogólnie książka jest git. Jak ktoś ma ochotę poczytać takie akademickie rozważania nad internetem i tym, co ludzie tam wymyślają, to bardzo polecam.

Profile

ad00absurdum: (Default)
Ad Absurdum

.

Syndicate

RSS Atom

May 2017

S M T W T F S
 123456
78910111213
14151617181920
212223 24252627
28293031   

Tags

Style Credit

Page generated Jul. 11th, 2025 09:02 am
Powered by Dreamwidth Studios